Matthew Blackwell: Niebezpieczne życie antropologa31 min czytania

12.10.2019

Napoleon Chagnon, 1938 – 2019. Zdjęcie dzięki uprzejmości rodziny Chagnon
Napoleon Chagnon, 1938 – 2019. Zdjęcie dzięki uprzejmości rodziny Chagnon

To było w 1978 roku. Kuśtykając o kulach, ze złamaną nogą w gipsie po wypadku, biolog Edward O. Wilson powoli dochodził do podium na zgromadzeniu American Association for the Advancement of Science. Wspiął się na schodki, usiadł i przekładał notatki, kiedy nagły ruch przerwał ciszę. Publiczność z całego pierwszego rzędu wskoczyła na podium, rzucając go obelgami. Zaczęli szturchać i popychać uczonego, a potem wylali mu na głowę lodowatą wodę. Protestującymi okazali się marksiści, rozsierdzenie publikacją książki Wilsona Socjobiologia.

Ta historia zyskała sławę w debacie natura/wychowanie i używano jej do pokazywania jadowitej wrogości wyrażanej przez ideologiczne grupy, które walczyły o uciszenie tego, co większość ludzi uważa za niebudzący wątpliwości fakt: że ludzie, tak samo, jak wszystkie inne gatunki na ziemi, mają naturę. Kiedy tłum zostawił Wilsona, żeby wyjść z audytorium, jeden człowiek z tyłu sali próbował przepchnąć się do przodu, pod prąd tych wszystkich, którzy pchali się do wyjścia. „To było najbardziej nienawistne, przerażające i odrażające zachowanie, jakie kiedykolwiek widziałem na zgromadzeniu akademickim” – wspominał później słynny antropolog, Napoleon Chagnon. Nie wiedział wówczas, ale wydarzenia owego dnia były zapowiedzią tego, co czekało samego Chagnona, którego wilsoński światopogląd doprowadził do jednej z największych kontrowersji w antropologii.

Chagnon, który zmarł 21 września 2019, zostanie zapamiętany jako jeden z ostatnich tytanów antropologii i, być może, ostatni etnograf w duchu Mead i Malinowskiego, który zapuścił się głęboko w odległą część świata i żył wśród stosunkowo nieakulturowanego i niezbadanego plemienia. Badania, jakie tam prowadził, zainspirowały miliony do zainteresowania się tradycyjnymi kulturami na świecie i dziedziną antropologii kulturowej. Ociekając potem, z rękoma i twarzą spuchniętymi od ukąszeń owadów, Chagnon wysiadł na brzeg w odległej wiosce w Wenezueli nad pełną piranii rzeką    w Amazonii w 1964 roku. Po wyjściu z aluminiowej łodzi na wiosła zemdlił go smród rozkładającej się roślinności i odchodów. Przepchnął się przez zarośla i wyszedł na otwartą przestrzeń: „Zobaczyłem tuzin przysadzistych, spoconych, groźnych mężczyzn, nerwowo gapiących się na nas zza napiętych łuków!” Lud Yanomamö żył w nieustannym zagrożeniu przemocą ze strony napadających ich ludzi i od pierwszego spotkania z nimi Chagnon rozumiał paranoję, która z tego powodu przenikała ich codzienne życie.


Artykuł podzielony na strony.
Numery stron (na dole) są aktywnymi odnośnikami.

Print Friendly, PDF & Email