Humorem w ponuraka Dudę!6 min czytania

26.06.2020

Ojciec Rafała, Andrzej Trzaskowski, skomponował w 1965 roku muzykę do mojego krótkiego filmu WYŚCIG. Spędziliśmy wspólnie intensywny tydzień na montażu w Studio Filmów Dokumentalnych w Warszawie. Andrzej, którego Rafał jest niemal sobowtórem, był nie tylko świetnym kompozytorem jazzowym, ale jak na te czasy niesłychanie opanowanym, wymarzonym, chłonnym — współpracownikiem. Były to czasy, w których mimo wszechobecnej cenzury, nam, w większości bezpartyjnym filmowcom na garnuszku PRL, udawało się, raz lepiej, raz gorzej, wyprowadzać sponsora w pole.

Mój dokument był o międzynarodowym kolarskim „Wyścigu Pokoju” na trasie Warszawa-Berlin-Praha. W braku znienawidzonej przez większość z nas — reżyserów narracji słownej, nad którą mógłby się pastwić cenzor, czerpiący z własnego dorobku polskiego jazzu Andrzej Trzaskowski napisał swój muzyczny komentarz. Film był zgrywą z propagandowej taniochy, zamieniającej zakończenie każdego etapu tego morderczego rowerowania, w szwancparadę o przyjaźni trzech socjalistycznych narodów.

Film Marzyńskiego „Wyścig” (1966)

Metoda była taka: zamiast filmować zwycięzców na tle politycznych transparentów, nasze kamery koncentrowały się na tych, co z wyścigu odpadali, studiując w rytmach Trzaskowskiego ich zmęczone twarze, grymasy bólu po niezwykle częstych kraksach, objawy radości, gdy wyprzedzali konkurentów, wzajemnie pomaganie sobie; sfilmowaliśmy ten wyścig jako impresje o ludzkich ambicjach, zmaganiach i porażkach, przybliżając widzowi zgubiony w maszynerii państwowego wyścigu — humanizm.

Film jest do obejrzenie w mojej witrynie internetowej „Life on Marz” (oraz powyżej). Syn Andrzeja Trzaskowskiego jest do wybrania na prezydenta Polski, w nadchodzących wyborach. Do odstawki z wyścigu jest prezydentowy pajac Andrzej Duda, o którym tak śmiesznie opowiada Mateusz Damięcki w wierszu „Dziękuję”.

Do przeczytania jest również wspomnienie o Andrzeju Trzaskowskim, świetnego pióra nestora polskich reżyserów filmowych, Janusza Majewskiego:

Dziennikarz prawicowej gazety napisał, że Rafał Trzaskowski wywodzi się „z komunistycznych elit”. Tym zdaniem obraził nie tylko przyszłego Prezydenta i jego rodzinę, ale także pamięć wielu wielkich polskich artystów. Dlaczego? Otóż rozumiem, że wszystkich, którzy tworzyli kulturę w PRL-u uważa za tę „elitę komunistyczną”. To ta elita komunistyczna stworzyła wybitną literaturę, muzykę, filmy, plakaty polskie, to ci ludzie podtrzymywali istnienie pojęcia „Polska” w świecie, tak? Czy suweren wydał ze siebie jakąś wartość ogólnoludzką, rozpoznawalną za granicą? Tak, wódkę „Wyborową”.

Ojciec Rafała Trzaskowskiego był wybitnym muzykiem jazzowym, jednym z założycieli nowego polskiego jazzu, już nie z przedwojennych dancingów, ale z estrad i sal koncertowych. Czym był jazz w czasach komuny i jaką odegrał rolę w ocalaniu naszej przynależności do kultury europejskiej i światowej dziś powszechnie wiadomo. Ponieważ w tamtych latach młodości kształtował się mój światopogląd, to mogę śmiało powiedzieć, że to właśnie jazz sprawił, że nie dałem się wciągnąć w urzędowy zachwyt wszystkim, co przychodziło do nas od Wielkiego Brata. W moich kilkunastu filmach, z których najlepsze zrobiłem w tamtych czasach, nie ma aprobaty dla rzeczywistości, w której powstały, w każdym starałem się pokazywać swoją Ojczyznę, jako kraj europejski; inna rzecz, że raczej w okresie międzywojennym, lub jeszcze starszym. Unikałem obrazu świata, w którym musiałem żyć, brzydziłem się nim na co dzień, więc nie chciałem go fotografować. Czy budowałem tym prestiż PRL-u na międzynarodowych festiwalach filmowych? Czy przywoziłem z nich nagrody dla KC PZPR? Czy należałem do „elity komunistycznej”?

Ojca Rafała Trzaskowskiego poznałem przed maturą, chodziliśmy obaj do tego samego gimnazjum im. Króla Jana Sobieskiego w Krakowie, on był o rok niżej. Pierwszy jego publiczny występ miał miejsce na studniówkowej rewii naszych maturalnych klas – grał już wtedy wspaniale, na szczęście nasza szkoła miała dobry fortepian Bechsteina. Ja go wtedy zapowiadałem, byłem konferansjerem tej rewii. Kilkanaście lat potem, na któreś Jazz Jamboree w Warszawie przyjechał Willis Conover, guru światowego jazzu, którego audycji „Music USA” słuchaliśmy w tamtych młodzieńczych czasach nocami, nakrywając się z radiem kołdrą, żeby nie budzić domowników, a czasem też czujności politycznej sąsiadów. W kuluarach Pałacu Kultury im. Stalina właśnie, w przerwie koncertu, Andrzej przedstawił mnie Conoverowi, mówiąc: – Ten gość zapowiadał mój pierwszy koncert w życiu, tym samym, wyprzedził cię, Willis.

Próbowałem osłodzić mu gorycz tej porażki: – Wie pan, że był pan naszym nauczycielem angielskiego, a raczej amerykańskiego, próbowaliśmy wszyscy naśladować pański akcent, ton pańskiego głosu. – Musielibyście przed tym wypić to morze whisky, której zawdzięczam moją chrypkę – odpowiedział.

Mój śp. Ojciec miał bardzo proste kryterium oceny ludzi i jednoznaczny tytuł, na który zasługiwali ci, których cenił: porządny człowiek. Mawiał: kanalarz może być porządnym człowiekiem, a biskup marnym. Ani jego profesja, ani nawet czyny o tym nie decydują, albo się jest porządnym w głębi serca, albo nie. Andrzej był wielkim artystą, ale był przede wszystkim porządnym człowiekiem. Znałem też matkę Rafała, znałem jego teściów w Krakowie. Według kryteriów mojego Ojca to wszyscy byli porządni ludzie . Niedługo skończę 89 lat, w tym wieku człowiek staje się albo ponurym zgredem, albo beztroskim staruszkiem, który może sobie pozwolić na wszystko, bo już mu nie zależy. Co mu świat może dziś zrobić? Nic. Najwyżej zarazić wirusem, ale i to jest słabe zagrożenie, bo co to za różnica rok wcześniej czy później. W związku z tym, panie dziennikarzu, którego nazwiska nie pamiętam (Alzheimer), gazety, która mi tak drżała mi w rękach, że nie zdołałem przeczytać jej nazwy (Parkinson), chciałem panu powiedzieć, że mam pana poglądy, pana wiedzę historyczną, pana klasyfikowanie ludzi, moich Rodaków, głęboko w dupie!

Humorem w ponuraka Dudę!

Marian Marzyński

Polski i amerykański dziennikarz, reżyser filmowy i scenarzysta. Ur. 12 kwietnia 1937, zmarł 4.04.2023. Mieszka stale w USA. Album autobiograficzny Mariana Marzyńskiego KINO-Ja. ŻYCIE W KADRACH FILMOWYCH jest do nabycia w księgarni internetowej UNIVERSITAS i w sklepach taniej książki.  

Witryna Marzyńskiego LIFE ON MARZ

Więcej w Wikipedii

Ożeniony ze szlachcianką (100)

12.03.2023

Siedzimy jak tysiące razy przedtem przy kawiarnianym stoliku.  Szlachcianka naprzeciw mnie, a w jej tle wielkie okno wychodzące na zatokę  Miami…
Czytaj dalej

Ożeniony ze szlachcianką (99)

13.02.2023

Jestem w Izraelu na dokumentacji nowego filmu. Jako dziecko bylem okupowany przez Niemców w Warszawie i dlatego z sympatii do okupowanych przez Izrael Palestyńczyków zabrałem…
Czytaj dalej

Ożeniony ze szlachcianką (98)

31.01.2023

2017. Po pierwszym łyku zupy grochowej, która odgrzewana lepiej smakuje, tak sobie gwarzymy: Ty: — Po co on te bombowce wysłał do Syrii? Żeby ukarać? Kogo?…
Czytaj dalej

Ożeniony ze szlachcianką (97)

23.01.2023

Pod drzewami dookoła rezerwuaru wodnego w Bostonie „Klub spacerujących kobiet” zainstalował wspomnieniowe ławeczki. Gdy ktoś ze spacerowiczów umiera, rodzina lub przyjaciele…
Czytaj dalej

Ożeniony ze szlachcianką (96)

17.01.2023

W pociągu z Warszawy na odchudzanie w Cetniewie siedzę obok zakonnicy. Już mam ja zagadać, gdy zaczyna szeptać zdrowaśki. Nie mam tremy wobec duchownych,…
Czytaj dalej

Ożeniony ze szlachcianką (94)

21.12.2022

Nasz syn Bartek napisał list do syna mojego zmarłego przyjaciela Mariusza Waltera. Przetłumaczyłem to na polski. Piotr, życie popędziło nas w różne…
Czytaj dalej

Ożeniony ze szlachcianką (93)

12.12.2022

W rocznicę wydarzeń, które naszą beztroską Amerykę zamieniły w kraj niebezpieczny znaleźliśmy się na lotnisku w Bostonie w drodze do Miami. Tego historycznego…
Czytaj dalej

Ożeniony ze szlachcianką (92)

05.12.2022

— Znów wybierasz się na Kubę i znów za własne pieniądze, to znaczy, że nikogo ten temat nie interesuje — grzmi z drugiego pokoju Grażyna, gdy zamawiam…
Czytaj dalej
Print Friendly, PDF & Email