Gdzie kupować
W Japonii w handlu, gastronomii i hotelarstwie pracuje ponad 70 procent ogółu zatrudnionych. W Polsce – ponad 55 proc. I tak parę razy więcej niż te 8 proc. w roku 1980. W Polsce pełny rozwój drobnego handlu i usług oznacza perspektywę sensownego zarobku dla więcej niż miliona ludzi.
Japonia chroni swój drobny handel. Założenie nowego supermarketu wymaga zgody wszystkich okolicznych właścicieli małych sklepów. Tak chroni się Japonia i przed bezrobociem. Japonia pamięta jednak i o swoich ponad 20 % obywateli powyżej 65 roku życia, którzy wolą te małe sklepy. Starsi ludzie, mieszkający w małych mieszkaniach (bez miejsca na wielkie lodówki), nie mają sił na dźwiganie wielkich zakupów, nawet w torbach z kółkami. Robią małe zakupy w małych, znanych sobie sklepach i sklepikach, w których nikt ich nie oszuka. Im większy sklep, tym większa anonimowość masowej produkcji i więcej okazji do szwindlu. W torebkach herbaty Lipton Yellow jest coraz więcej siana, a z mydła Palmolive mydli się coraz cieńsza warstewka.
Czy można zarabiać na własnych zakupach
Co wynikło z hasła – “Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się”, już widzieliśmy. Dlatego warto głosić hasło: “Niezamożni, myślcie o sobie i łączcie się”. Prawdziwa spółdzielczość to interes niezamożnych obywateli. To ich biznes, nie kogoś innego. Komu się nie przelewa, może po prostu razem z innymi zarobić na tym, co wydaje na życie.
W najbogatszym kraju świata, Szwajcarii, panują na rynku handlu detalicznego dwie najpotężniejsze tam sieci handlowe – obie spółdzielcze.
Biznes robi się razem z innymi
W roku 1843 tkacze z Rochdale, na peryferiach Manchesteru, przegrali kolejny strajk. I sami wzięli się do interesów. Oczywiście, z planem pełnej kiedyś przebudowy świata, dlatego nazwali się Sprawiedliwymi Pionierami. Ale z jakimiż głowami do interesów!
Po pierwszych nieudanych próbach tkacz, Charles Howarth, zrobił przełomowy w historii handlu wynalazek: nową zasadę dywidendy – kilkuprocentowy zwrot od zakupów. Liczyła się dywidenda od zakupów w sklepie swojej spółdzielni. To był realny zysk, zachęcający, by kupować w “swoim” sklepie. Który na dobitek sprzedawał taniej niż konkurencja.
Było ich podobno dwudziestu ośmiu. W listopadzie 1843 r. w domu postrzygacza wełny, buchaltera z drugiego zawodu, uchwalili składkę na kapitał zakładowy – dwa pensy tygodniowo. Potem – 3. Do grudnia 1844 r. uzbierali 28 funtów. Wynajęli ciemną izbę na parterze opuszczonego magazynu przy Toad Lane, Uliczce Ropuszej – za 10 funtów rocznie. Palili łojówkami. Sprzedawali najpierw dwa razy w tygodniu – w poniedziałek wieczorem od siódmej do dziewiątej i rano w sobotę od szóstej do jedenastej. Na razie tylko mąkę, płatki owsiane, cukier i masło. Ale – taniej niż inne sklepy.
Członkowie zarządu sami kupowali towar od hurtowników i sami sprzedawali. Zarząd, cały!, decydował też, czy np. kupić miotły i czy otwierać drzwi od tyłu, żeby przewietrzyć budę. W końcu 1845 roku mieli już 180 funtów kapitału udziałowego i 80 członków; obroty tygodniowe wzrosły do 30 funtów. W 1849 roku – 390 członków, 1100 funtów kapitału i obroty tygodniowe 170 funtów. A potem cały świat zaczął odkrywać ich wynalazek.
W handlu światowym na różne sposoby próbowano związać klienta ze sklepem, w którym robi zakupy. Żaden z tych sposobów jednak nie odniósł takiego sukcesu, jak roczdelski. Bo żaden nie jest tak prosty, tak sprawdzalny i konkretny: każdy klient może sam sprawdzić, ile wydał. Może obliczyć na koniec roku, ile zarobił.
Pan redaktor opisuje anatomię sukcesu ludzi niezamożnych. Dudy i Kukizy przeminą a spółdzielczość i spółki pracownicze pozwolą na awans materialny i polityczny tysięcy mniej zamożnych ludzi. Tylko jak to zorganizować w Polsce A.D. 2015 i kolejnych?
“Tylko jak to zorganizować w Polsce A.D. 2015 i kolejnych?”
.
Nie da się zorganizowac. Pan Redaktor przekonuje, ze ludzie muszą sie organizowac sami w opozycji do “gory”. Przy czym “gora” niekoniecznie oznacza władzę. “Gora” moze takze oznaczac inercję umysłową, konserwatyzm, i jakos-to-będzizm otoczenia.
.
Patrząc z oddali, sytuację psychologiczną w Polsce najkrocej podsumowałbym tak: Kosciół idzie po łupy. Skutkuje dwadziescia parę lat prania mózgów w szkołach. Bo to nieprawda, ze katecheci niczego na tych lekcjach religii nie nauczyli. Otoz nauczyli biernej zgody na absurd. Nauczyli posłuszenstwa. Nauczyli ukrywania swoich opinii. Nauczyli hierarchicznej wizji swiata. Utrwalili myslenie “my na dole, oni na gorze”. I teraz pokazały się owoce. Lud, zamiast się zorganizowac, idzie we wskazanym kierunku. I nawet nie zadaje pytania “dokąd idziemy”. Idziemy tam, gdzie nas prowadzą pasterze i przewodnicy w rodzaju Dudy, Kukiza, i biskupow. Skoro prowadzą, to wiedzą dokąd. Po co pytac o program? Marsz jest wartoscią samą w sobie. No, to maszerujemy. Przynaleznosc do stada jest wartoscią samą w sobie. No, to nalezymy.
.
Takie będą Rzeczpospolite, jakie będzie młodziezy chowanie. Te lekcję biskupi przerobili. Zas swiecka częsc społeczenstwa dała sie przerobic w posłuszny tłum. Dokładnie przeciwnie do nauczania Pana Redaktora.
Dużo w tym racji Narciarzu2… Lenistwo ludzkie powoduje, że zawsze łatwiej jest iść za przewodnikiem stada. Nawet jak przewodnik nie ma czterech klapek pod kopułą. Czasami “wystarczy być”.
To, czego sz.p . Redaktor nie wspomina, to, że na Wysp. Bryt.była reformacja. Biblię przetłumaczono na język angielski i wszystkich zmuszono do nauki czytania i pisania, aby sami Biblię czytali. W takiej Szkocji zniesiono całkowicie hierarchię kościelną, a każdy Szkot z Bogiem rozmawiał osobiście. Podstawą organizacji była parafia, samodzielna, zmuszona do zgodnego działania, musiała radzić sobie z przeciwnościami,z Biblią w ręku.
Kalwinizm był surowy; ciężka praca, purytanizm, oszczędność i miłość bliźniego.
Jeżeli Polska szczyci się tolerancją w swojej historii, pobłażliwością co do moralności, to niestety Brytyjczycy mieli wręcz przeciwnie. Tam było palenie na stosie i scinanie głów.
A Polacy analfabetyzm pokonali dopiero w XX wieku.
Gdyby nie bylo ministra Wilczka mozna by prowadzic takie dyskusje. Po nim pozostaje stwierdzic tylko jedno – nie przeszkadzac.
Szanowny Pan Redaktor jak zwykle zapomniał o fundamencie którym jest praworządne państwo przyjaznego prawa którego elementem jest pro rozwojowy system ekonomiczny. Dzisiejsza oligarchiczna, skorumpowana i skolonizowana III RP nie nastraja optymistycznie. Konkluzją anachronicznych wywodów Redaktora ma być stwierdzenie – “sami sobie jesteście winni nieudacznicy”.
Takie stwierdzenie pada gdy na czele “stada lwów stoi baran przebrany za lwa” liczący że całą robotę zrobi za niego “niewidzialna ręka rynku”.
Pan Redaktor Bratkowski jak zwykle błyszczy wiedza i erudycją. Rozwiązania przedłożone w pracy pozwalają na prawidłowe rozwiązanie t.zw. kiedyś “stosunków produkcji”.
Polska miała okazję przodować w takich przemianach w latach 90-tych,niestety zostało to zaprzepaszczone. Autor niniejszego próbował zainteresować obie zwalczające się strony problematyką akcjonariatu pracy. Została rozesłana “Odezwa…” do wielu środowisk, propagująca takie rozwiązania. Znajduje się na Twitterze o adresie UP72156@UP72156 w blogu pod nazwą “Odezwa”. Jan Paweł II w encyklice “Laborem excersens” ogłoszonej w tym samym roku (1989) zawarł pochwałę takich rozwiązań. Nikt się jednak wtedy tym nie interesował. Strony zajęte był walką o władzę.
UP72156
Bratkowski na Prezydenta!, a jezeli nie ty, to sprobuj wytrenowac jakiegos mlodego Bratkowskiego, moze zdazysz; z najszczerszym podziwem dla twego mozgu i energii, (wiedzialem to juz w roku 1981, gdy zaprosiles mnie z “wygnania” do Polski na zrobienie filmu, mam wciaz nakrecona rozmowe z toba, posle ja Misiowi jakims nocnikiem, przepraszam, nosnikiem,), big hugs, Marian
poslalem cos Stefanowi, nie pokazalo sie, mimo ze udalo mi sie zalogowac, zobaczmy czy to sie pokaze jako tet, naciskam na “wyslij komentarz”