Dzienniki Morawskiego (22)159 min czytania

2015-11-10

Dziś zacznę od krótkiego wyrażenia mej wielkiej satysfakcji. Otóż dowiaduję się, iż lada dzień ma ukazać się kluczowa, gdy chodzi o najnowszą historię niedawnej polskiej walki o wolność, książka mego dawnego szefa z RWE, Lechosława Gawlikowskiego, przynosząca „życiorysy zwykłe i niezwykłe” nieżyjących już pracowników Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa – życiorysy tej drużyny szturmowej, dla której, jak niegdyś mawiał Jan Nowak, „nie było przeszkód ani złych dróg”; która wywodziła się z AK. Cieszy mnie także to, że promocja tego dzieła ma, staraniem Mariusza Kubika, mieć w miejsce w Radio Café w naszym warszawskim Klubie RWE imienia niezapomnianej redaktor Aliny Perth-Grabowskiej.

Gdy mowa o książkach, to odnotuję jeszcze, że ktoś telefonicznie zapytał, w jakiej księgarni w  Paryżu można nabyć tom 2 mych „Dwóch Brzegów – zapisków weterana zimnej wojny”. Odpowiedziałem mu zgodnie z prawdą, że nie wiem, oraz, że całość mych tekstów jest dostępna na mych stronach w internecie! Na takie moje dictum stwierdził, że „wie z Warszawy, iż ta książka zawiera indeks nazwisk, w którym można znaleźć kilkaset osób z Francji a w internecie nie ma indeksu… Powiedziałem mu jeszcze, że co do zamówienia książki może internetowo zwrócić się o informację na adres: stowarzyszenie.rwe@wp.pl. Kończąc rozmowę, ów pan „Kowalski”, zmieniając tonację swych wypowiedzi zapytał, jakim prawem podaję się za „weterana zimnej wojny”, dodając, że zna byłych pracowników RWE w Monachium, którzy mówią, że spokojnie i „zamożnie” im się tam żyło. Odpowiedź moja prosta! Po pierwsze: wspomniałem, iż byłem związany, współpracowałem z „Ambasadą Wolnej Polski” mego ojca „ambasadą polską bis” – ową agenturą (jak pisała francuska prasa komunistyczna) „polskich zdrajców i bandytów z pod znaku Andersa”! (moje paszporty dyplomatyczne owej „ambasady” złożyłem w Bibliotece Polskiej w Paryżu wraz z całym archiwum tej „ambasady”). Po drugie: byłem korespondentem informacyjnym RWE, jak głosił „czerwony”, bardzo szkodliwym dla PRL „szpionem”… Nic więc dziwnego, że wiadome komunistyczne służby specjalne (niekoniecznie polskie) tak czy inaczej starały się mnie i mojej rodzinie „dobrać do skóry”.