2015-09-24
Mój stryjeczny bratanek, wybitny filmowiec, nieco się dziwi, że jestem przeciwny przyjmowaniu przez Polskę imigrantów z Syrii. Wyjaśniam od razu, że ja – długoletni imigrant – wiem, jak trudnym problemem jest przemieszczenie się do nowego, innego kraju. Gdy chodzi o mnie, świetnie trafiłem, bo do ukochanej od dawna przez mą rodzinę Francji. Do tego dobrze znałem język francuski. Francuzi mnie – weterana wojennych przejść, chwilami załamanego nerwowo, nieraz przyznam „trudnego pasażera” – przyjęli z otwartym sercem. Wiele zawdzięczam np. Francuskim katolikom.
Ale los imigrantów muzułmańskich, ich przybycie do kraju, których języka i kultury nie znają, siłą rzeczy nie może być łatwy. Już teraz w niektórych dzielnicach Paryża spotykam się z koczowiskami zagubionych w tej wrogiej rzeczywistości ludzi. Część z nich, sfrustrowana, nie mogąc znaleźć pracy w krajach o dużym bezrobociu, może stać się podatna na propagandę dżihadu. Dlatego uważam, że zamiast wpuszczać ich do liczącej moc bezrobotnych np. Polski, trzeba uzdrowić sytuację w ich własnych krajach – wyposażyć te państwa w sprawne, utrzymujące porządek rządy. Niezwykle też istotne, by dla owych regionów stworzyć nowy „Plan Marshalla”.
