Dzienniki Morawskiego (18)244 min czytania

2015-02-05

Mam przed sobą skierowany m.in. do mnie e-mail, przynoszący apel pt.: TROPEM WILCZYM – BIEG PAMIĘCI ŻOŁNIERZY WYKLĘTYCH. Tekst ten precyzuje, że ponad 20 tysięcy biegaczy w 71 miejscowościach weźmie udział 1 marca 2015 w tej trzeciej edycji tego biegu, organizowanego przez FUNDACJĘ WOLNOŚĆ I DEMOKRACJA!!!! Chodzi o uczczenie pamięci bohaterskich żołnierzy, którzy zbrojnie przeciwstawiali się narzucaniu Polsce siłą prosowieckiego ustroju… W tym np. pamięci „INKI” czyli DANUTY SIEDZIKÓWNEJ – 17-letniej sanitariuszki, walczącej o wolność podziemia, ofierze UB, rozstrzelanej w Gdańsku 2 sierpnia 1946 r. Film, zrealizowany w Londynie w 2012 r. z pomocą polskich harcerzy i studentów poświęcił INCE mój siostrzeniec Jan Ledóchowski (jak stwierdził „TYDZIEŃ POLSKI”: „Wstrząsający film—trzyma nas w napięciu”). Dalej, organizatorzy biegu chcą złożyć hołd: bohaterskiej postaci słynnego „ŁUPASZKI” (czyli Zygmunta Szendzielorza) i pamięci innych „wyklętych” przez tak się zwaną „władzę ludową” żołnierzy patriotycznego podziemia.

Tak, w pełni popieram ów bieg mający uczcić pamięć owych naszych narodowych bohaterów. Równocześnie jednak wyjaśniam, że w latach 1945- 46 (do Francji wyjechałem na samym początku listopada 1946 r.) moja matka, (załamana stratą córki, łączniczki „Radosława” poległej na Woli 6 sierpnia 1944 r.), głosiła, że bezsensownie zginął kwiat polskiej młodzieży, mocno wysuwała hasła: nigdy więcej powstań i trzeba ratować byt biologiczny narodu!!

Wiosną 1945 r., mając wówczas 15 lat znalazłem się w Kościanie. Jak stwierdza historyk regionalista Jerzy Zielonka, do jesieni 1948 r. Kościan był „AK-owską wyspą na Morzu Czerwonym”. I tak starostą powiatowym był tam narodowiec mecenas Karol Fiszbach i jakby tego nie dość – pierwszym sekretarzem komitetu powiatowego PPR-u został Stefan Bech, sekretarzem KP PPS Edward Boryczko, obaj żołnierze AK. (jesienią 1948 r. UB-ecja z trzaskiem brutalnie zlikwidowała cały ów kościański „system” – ale ja już wówczas od dwóch lat byłem w Paryżu). Jak na razie, wraz z mym mieszkającym wówczas w Kościanie wujem, Krzysztofem Morawskim – wybitnym AK-owcem rzucaliśmy hasło pracy organicznej. Ja byłem członkiem OM TUR-u i straży OM TUR-OWSKIEJ .To, że mnie, 15-tolatka do niej skierowano, wywołało protest pedagoga kierownictwa OM TUR w Warszawie i harcmistrza Kazimiery Świętochowskiej. Ale ja, choć miałem lat 15, rozumiałem o co Edwardowi Boryczce szło. Rzecz w tym, że zarzucano mu tolerowanie w Kościanie „przedstawiciela sfer reakcyjnych i  zdegenerowanej szlachty”! Do tego moja matka uratowała w tym powiecie swój b. niewielki mająteczek Polesie. To też „czerwonym ultrasom” czy po prostu zazdrośnikom działało na nerwy.

Ale ad rem . Otóż mieszkający u nas na Polesiu mój cioteczny brat, Jaś Kiciński, także Stanisław August Morawski i cała grupa starszej ode mnie młodzieży – chcieli kontynuować walkę zbrojną. Mieli broń. Kiedyś na nasz dom w Polesiu naszła rewizja UB. W ostatniej chwili w wielkiej skrzyni z ziarnem zbożowym zdołałem ukryć broń Jasia. Kiedyś w Kościanie Krzysztofa M., mą matkę i mnie odwiedził zakonspirowany były dowódca mej siostry Magdy, oficer wywiadu AK. Zalecał nam „cicho siedzieć”, uważał, że walka zbrojna daje tylko bolszewikom uzasadnienie do przetrzebiania wrogich im środowisk. Podziwiał bohaterstwo kontynuujących walkę zbrojną, ale podkreślał tej walki bezsens. Od swych polsko-londyńskich przyjaciół wiedział, że na III wojnę światową nie ma co liczyć. Był zdania, że nadzieje Mikołajczyka na wolne wybory to bzdura (była to jesień 1945 r.)! Jego hasłem było kamuflować się i czekać  w miarę możliwości kształcąc młodzież i odbudowując kraj. Ale jak wiele lat później w swej kawalerce na rue de Laos w Paryżu mawiał mi płk Stanisław Gano: nasi Dwójkarze bywali bardzo mądrzy, niestety „nikt ich nie słuchał”.

Kończąc, mocno podkreślę, że CHOĆ, w roku 1945 mając wtedy tylko 15 lat, w ślad za mą matką i przyjaciółmi z AK (i z wywiadu AK, z którym była tak związana w pewnym okresie moja śp. siostra Magda, wysyłana na papierach francuskiej volksdeutschki w tajnych misjach do Niemiec) uważałem kontynuowanie walki zbrojnej za bezcelowe – to jednak CHYLĘ CZOŁO przed bohaterską „INKĄ”, przed „ŁUPASZKĄ” i innymi ofiarami tego patriotycznego boju!!! W pełni popieram ów BIEG PAMIĘCI ŻOŁNIERZY WYKLĘTYCH!