2015-02-28
Dr hab. Aleksander Woźny z Opola – ceniony badacz historii wojskowości oraz pewnych szczególnie ważnych i nieraz kontrowersyjnych aspektów najnowszej historii, nawiązał do mego dziennika z 20 lutego – do tego, co pisałem o „widowiskowym”, ponurym dramacie, jakim był mord w Libii kilkunastu egipskich Koptów! W skierowanym do mnie e-mailu stwierdza: „Kwestia uniformów w jakie ubrano owych egipskich chrześcijan – to nawiązanie do „kolorytu” stosowanego w amerykańskim więzieniu w Guantanamo. Mord na koptyjskich chrześcijanach jest potworną zbrodnią, która – mam nadzieję zostanie potępiona powszechnie i UKARANA. Sprawcy rzecz jasna winni być ścigani z mocy prawa międzynarodowego”.
Z kolei Wojciech Karpiński pisze mi: „Przesyłam link do mojej strony internetowej. Jest łatwa w orientacji i zawiera sporo sympatycznych zdjęć. Patrz http://www.wojciechkarpiński.com Zbierałem tę dokumentację od kilku dziesięcioleci. Traktuję ją jako moje prywatne Muzeum Kultury Polskiej. To jest work in progress. Wdzięczny będę za uwagi i sugestie. Mam zamiar nad tym nadal pracować.” Oczywiście z miejsca otworzyłem tę stronę internetową. Jedna uwaga – niestety kolorowe, wyjaśnienia pod zdjęciami są dość „trudno czytelne”. Ale to szczegół, oglądając owe fotografie doznałem – jeśli to tak można określić – niesamowitego wstrząsu! Znowu poczułem tak zawsze dla mnie ważną obecność Józia (Czapskiego), mego mentora i opiekuna. Poznałem go, kosząc trawę wiosną 1947 w ogrodzie przy willi wynajmowanej wówczas przez mego ojca w Chaville. Na początku listopada 1946 r. przyjechałem z matką z Polski, do Paryża do ojca… Ledwo co znałem język francuski, a Francja była dla mnie – powiedziałbym- „wielką zagadką”. Józef Czapski walnie zwiększył mą znajomość tego kraju i jego kultury. Dbał o odpowiedni dobór mych lektur, zabierał mnie do teatru. Przez niego poznałem wiele wybitnych osób. Z nim i z Jerzym Giedroyciem chodziłem na spotkania dyskusyjne w Librairie des Amities Francaises (spotkałem tam m.in. Curzio Malaparte). Dzięki Józiowi poznalem także Juliena Greena, rodzinę (wnuków?) Daniela Halevy’ego, następnie: Roberta Rocheforta, Jean’a Laloya, Roberta de St.Jean itd., itd. Ale – co najważniejsze – Józio nie tylko, jak powiedziałem, dostarczał mi lektury, lecz również jakby nadzorował moje z nimi „spotkanie”. Wiele uwagi poświęcał np. mojemu zapoznawaniu się z dziełami takich autorów jak Marcel Proust, Andre Malraux, Andre Gide, Francois Mauriac i szeregu innych. Tak, Józef Czapski wlał w moje serce TAK MOCNĄ W MYM ŻYCIU I MYCH POSTAWACH, TAK ISTOTNĄ MIŁOŚĆ FRANCJI I JEJ „TAK WOLNOŚCIOWEJ” KULTURY!!! Miał on też na mnie niezwykle pozytywne oddziaływanie. Za uszy wyciągał mnie w chwilach załamania z depresji. Np. jego przyjacielska opieka ułatwiła mi przyjście do siebie po ciosie, który zmieniał bieg mego życia w roku 1954. Wówczas – w owym okresie maccartyzmu i „polowania na czarownice”, w wyniku donosu, donosu głoszącego, że jestem rzekomym czynnym homoseksualistą, oraz że w Kościanie w roku 1945 (mając 15 lat!) byłem groźnym komunistą – nie uzyskałem uprzednio mi proponowanego stypendium na studia doktoranckie (politologia) w USA. Zaledwie w dwa lata później, nawiązując ze mną współpracę szef paryskiego biura Free Europe powiedział mi, że ten donos zapewne pochodził ze Wschodu i że „wiadome siły” wykorzystywały w pełni „epokę maccartyzmu”, by siać zamęt i tych czy innych „zniechęcać” do Zachodu.
Ale odbiegłem od mego tematu. Z kolei podkreślę, że Józio miał ogromne stosunki. Jego „wysokim kontaktom” „Kultura” i cała akcja Jerzego Giedroycia wiele zawdzięczała. Ale Józio pomagał też innym. Moja matka mawiała o nim: to prawdziwy mężczyzna, wiele potrafi załatwić!!
Do całego tego tematu owego „prywatnego muzeum” Wojciecha Karpińskiego jeszcze wrócę. Wspomnę tylko, że Józio kiedyś mi powiedział, że Karpiński – co dziś rzadkie – to prawdziwy dżentelmen, człowiek „na 102” godny zaufania i do tego czołowy, europejskiej klasy – co też u nas niestety rzadkie – INTELEKTUALISTA!

 
                    