Dzienniki Morawskiego (18)244 min czytania

2015-03-03

13 marca w Bibliotece Polskiej w Paryżu ma być wyświetlony film mego siostrzeńca Jana Ledóchowskiego pt. „Wujowie i inni, zdrajcy i obszarnicy”. W związku z tym czytelnik z Północnej Francji mnie pyta:-„Kto to jest występujący w tym, podobno wywołującym polemiki filmie, Kazimierz Morawski? O ile się nie mylę, jakiś Kazimierz Morawski był kandydatem na prezydenta RP!

Od ręki odpowiadam: kandydatem na prezydenta był profesor Kazimierz Morawski (1852-1925), „światowej rangi filolog klasyczny”, w pewnym okresie rektor UJ, w latach 1918-1925 prezes Polskiej Akademii Umiejętności. Po zabójstwie Gabriela Narutowicza polska prawica wysunęła jego kandydaturę na prezydenta RP. W dniu 20 grudnia 1922 r. w jedynym głosowaniu pokonał go konkurent Stanisław Wojciechowski (Morawski 221 głosów – Wojciechowski 298).

W filmie występuje Kazimierz Bazyli Morawski (1929 –2012) (Profesor Kazimierz był bratem dziadka Kazimierza Bazylego). Kazimierz Bazyli był w latach 1982-1989 członkiem Rady Państwa PRL, był też długoletnim prezesem Unii Chrześcijańsko-Społecznej (UChS) a później ChSS. Jednym słowem – był wedle naszego emigracyjnego słownictwa „reżimowym katolikiem”, zaliczał się do ludzi, jakby to powiedzieć, całkowicie wciągniętych w PRL-owski system, przekonanych, że PRL to jedyne możliwe wyjście dla Polski. Miał znakomite stosunki z Edwardem Gierkiem oraz następnie z generałem Wojciechem Jaruzelskim… Do końca był zdania, że Jaruzelski Polskę uratował od „zbrojnego wtargnięcia Rosjan” (w filmie opowiada o niedwuznacznych wypowiedziach, jakich wysłuchał w czasie wizyty na Kremlu w 1981 roku)….

Ze mną (choć część mego dzieciństwa spędziłem z nim w jego rodziców domu w Małej Wsi koło Grójca) przez ćwierć wieku się nie widywał. Władze PRL „odradziły mu” spotykania się ze mną, „chytrym szpionem”!! Tak więc po długich latach spotkałem do dopiero latem 1989 w Warszawie, gdzie przybyłem jako pierwszy polski korespondent RWE.

Jestem i byłem zdecydowanym zwolennikiem przezwyciężania podziałów przeszłości. Uważam i uważałem, że w interesie Polski leży postawienie bardzo grubej kreski, że nie można jednak licznych „ludzi PRL-u” przypierać do muru, przemieniać w nienawistnych wrogów nowej, demokratycznej polskiej rzeczywistości… Szczerze pragnąłem i pragnę narodowego pojednania pod hasłem budowania nowej, już wolnej Polski. Walczyłem o owo pojednanie Polaków. Razem z Hubertem Kaczmarskim, łacinistą z UKSW powołałem do życia w roku 1994 w Warszawie klub imienia tego wielkiego myśliciela katolickiego, jakim był Giorgio La Pira, głosiciel dialogu ponad podziałami, były burmistrz Florencji, zmarły w roku 1977 w opinii świętości (w roku 1986 rozpoczął się jego proces beatyfikacyjny)…

Przez Kazimierza Morawskiego poznałem jego szefa i przyjaciela, prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Rzecz jasna, wierny zasadom demokracji, w pełni respektowałem wolę społeczeństwa, które wybrało go prezydentem RP. Jednak nigdy nie ukrywałem, że me sympatie wyborcze były ZUPEŁNIE inne!! Istotne też, że w Polsce już na nowo niepodległej celowo w dziedzinie politycznej zachowywałem jednak pewną rezerwę. Na samym początku wolnej RP uważałem, że w interesie Polski prezydentem winien zostać Jan Nowak!! Ale on nie chciał kandydować!!!

Następnie wysoko ceniłem ludzi bardzo różnych opcji politycznych. Np byłem pod wielkim wrażeniem inteligencji Aleksandra Halla. W pełni doceniałem też szlachetne, dogłębnie patriotyczne postawy, troskę o wszystkich Polaków Marii Kaczyńskiej i jej czołowego współpracownika Izabeli Tomaszewskiej!! Ostro zwalczałem polskie „grzebanie się w nocnikach historii”, ale jednak podziwiam inteligencję i prawy charakter Bronka Wildsteina. Mam szacunek i sympatię do prezydenta RP Bronisława Komorowskiego, tego – co rzadkie – prawdziwego dżentelmena, umiejącego patrzeć „dalej i wyżej”, na pewno jednego z najwybitniejszych mężów stanu w całej współczesnej Europie!

Chcę teraz raz jeszcze mocno zaznaczyć, że ja, polski korespondent w Paryżu, w zasadzie nie mieszam się do bieżącego polskiego życia politycznego. Jedno mocno uwydatniam: me głębokie przywiązanie do nauki Chrystusa, do polskiego katolicyzmu, do naszego Kościoła, spełniającego tak istotną rolę w życiu naszego narodu i który umie budować jedności ponad podziałami, jedność opartą na miłości bliźniego! Pewien wybitny polski dominikanin nieraz podkreślał w momencie ostrych w Polsce „rozrachunków z przeszłością” tak dogłębnie katolicką cnotę przebaczania, oraz nawiązywał do Ewangelii według św. Łukasza, do przypowieści: o marnotrawnym synu, o zaginionej owcy czy o zgubionej drachmie… A pewien jezuita w rozmowach ze mną wskazywał na tak ważną rolę pojednania, na ogromne społeczne znaczenie pełnego poszanowania sakramentu pojednania i ręki wyciągniętej do tych, co chcą wejść na właściwą drogę… Wszak „nawrócenia” Kościół umacniają, a wszelkie „polowania na czarownice” niepotrzebnie tych lub innych mogą spychać do antykościelnych szeregów”. Tak samo jak niegdyś w okresie reformacji, tak i dziś jest szczególnie ważne, by nie wpychać także i ludzi wybitnych „w objęcia tych, którzy chytrze, z uporem i bezpodstawnie chcą nadać Kościołowi obraz jakiegoś nie wyrozumiałego ciemnogrodu”…

Kończąc podkreślę, że z Kazimierzem Bazylim Morawskim, zwanym Adziem, po upadku komuny nawiązałem bliskie rodzinne stosunki!!