Dzienniki Morawskiego (18)244 min czytania

2015-03-01

Wczoraj pisałem o Wojciechu Karpińskim i o stronach internetowych zawierających jego prywatne „Muzeum Kultury Polskiej”. W tym serię zdjęć Józefa Czapskiego, człowieka, który tyle wniósł w moje życie, otworzył mi nowe horyzonty. Wszak mając zaledwie 17 lat przybyłem do Paryża z chorą nerwowo matką, z Polski tak zniszczonej wojną, ujętą w karby systemu narzuconego nam w Jałcie… Przecież siłą rzeczy byłem we Francji zagubiony. Nie najlepiej znałem język francuski. Podobnie jak matka tęskniłem za krajem. Podobnie jak matka do połowy roku 1948 ufałem, że w Polsce „jakoś to będzie”, że jak mawiali np. Dorota Kłuszyńska i Michał Kaczorowski minister odbudowy – „Stalin chce zrobić z Polski propagandowe okno wystawowe bloku socjalistycznego”!

Na szczęście już w połowie roku 1947 w mym paryskim życiu pojawił się Józef Czapski, mego ojca bliski przyjaciel! Józio na przestrzeni wielu lat wyciągał mnie z ignorancji i WLAŁ W MOJE SERCE WRĘCZ FANATYCZNĄ MIŁOŚĆ FRANCJI I JEJ KULTURY, JEJ POSTAW OPARTYCH NA TOLERANCJI ORAZ NA ŻYWYM ZAINTERESOWANIU WSZYSTKIMI NARODAMI I ICH ŻYCIEM UMYSŁOWYM… Dzięki Józiowi uformowała się moja osobowość, nacechowana wolą zrozumienia innych i przyjaznego do nich stosunku, no i rzecz jasna wolą walki o wolność Polski. Jeszcze raz mocno podkreślę, jak wielkim „ignorantem”, jak zagubionym byłem, nim Józio mnie z uporem zaczął edukować!

Co do Wojciecha Karpińskiego, to jak Józio podkreślał, przybył on tu z Polski już z solidnym bagażem naukowym. Był wysoce oczytany!! No i jak podkreślał Józio, „żył w książkach”. Chcę też raz jeszcze podkreślić, że – jak dobrze pamiętam – zarówno Józio jak i Kot Jeleński uważali go za kogoś zgoła wyjątkowo wybitnego i – jak już pisałem – za intelektualistę europejskiej klasy! Tyle mymi, nie zawsze najzręczniejszymi słowami, o tym wszystkim…

A teraz co innego!! Czytelniczka pyta o ów donos, który w roku 1954 zaważył na moich losach, pozbawił mnie szansy dostania stypendium doktoranckiego (politologia) w USA. Otóż, jak pisałem, był to jeszcze okres „polowania na czarownice”. Jak pamiętam z poufnych rozmów z mymi amerykańskimi szefami – odpowiednie czynniki USA dość szybko zorientowały się, że różnorakie donosy, np. te przynoszące oskarżenia o homoseksualizm – miały na celu „skłócenie” z nimi, z całym obozem antykomunistycznym, pewnych bardzo inteligentnych ludzi. Często osoby, które tak czy inaczej padły ofiarą szkodzącego im donosu, nie zaraz lecz po pewnym, nieraz dłuższym czasie dostawały „atrakcyjne” propozycje powrotu do kraju!! Np. w pewnym momencie ktoś z Polski przekazał mi „wiadomość”. że uważający się za mego krewnego (??) minister Witold Trąmpczyński chętnie by mnie zatrudnił w swym  gabinecie w Ministerstwie Handlu Zagranicznego.

Zdaniem amerykańskich ekspertów służby specjalne krajów bloku robiły też wiele i niekiedy dość sprytnie posługując mniej lub bardziej naiwnymi działaczami emigracyjnymi – by tak czy inaczej „skompromitować” i np. nie dopuścić przed mikrofony RWE tych lub innych „wybierających wolność” „ubeków” czy byłych komunistycznych dygnitarzy (typowym przykładem tego były próby niedopuszczenia przed mikrofony RWE Józefa Światły). Zdaniem ekspertów, gdy idzie np. o Polskę, to zresztą zrozumiałe i wytłumaczalne polowanie na UB-eckie czarownice niestety jednak niektórym byłym reżimowcom „zamknęło gębę” i tym samym nieco przeszkodziło w wyjaśnieniu wielu minionych spraw… Zasadą winno być przeciąganie ludzi na naszą stronę, zachęcanie ich do  ujawnienia zbrodni reżymu, którego przecież byli tylko „instrumentami”… Relata refero , powtarzam zasłyszane już dawno temu opinie znanych memu Dyrektorowi i opiekunowi śp. Janowi Nowakowi – fachowców.