Dzienniki Morawskiego (18)244 min czytania

2015-02-09

Jasne, że dziś kluczowej wagi zagadnieniem jest problem ukraiński. Nie będę analizował tu tak szybkiego biegu tamtejszych wydarzeń. Trzeba poczekać na rozmowy pokojowe, które mają się odbyć Mińsku w środę 11 lutego. Ograniczę się do podkreślenia faktu, że niewątpliwie prezydent Hollande i całe kierownictwo francuskiej dyplomacji w pełni docenia konieczność szybkiego wydostania się z tej tak niebezpiecznej dla całej Europy pułapki. Konieczność znalezienia mądrego i powiedziałbym: godnego wyjścia z tego, robiącego tyle szkód także i ekonomicznych – dramatu. Liczę na tak  wielkie francuskie talenty negocjacyjne! Oczywiście stawiam też na rozsądek kanclerz Angeli Merkel!! Co do nastrojów w Moskwie, to jednak zapewne są w tamtejszych sferach kierowniczych ludzie dostrzegający, że „gdzie dwóch się kłoci, tam trzeci korzysta”, że cała ta „sprawa ukraińska” osłabia pozycję w świecie całej Europy z Rosją włącznie!!, jest na rękę np. integrystom islamskim, a to odwracając uwagę od pilnej konieczności: „zrobienia z nimi porządku”…

A teraz zgoła co innego. Wczoraj pisałem o zmarłej tu 3 lutego mej, jakże wybitnej rosyjskiej koleżance, Fatimie Salkazanowej. Zapomniałem dodać, iż – jak sobie przypominam – i ona padała ofiarą „podziemnej” wojny, jaką z nami, dziennikarzami Radia Wolna Europa i Radia Swoboda prowadziły „wschodnie służby”! Jak przez mgłę przypominam sobie, że opowiadała mi o jakichś próbach zastraszania, czy wiadomych pogróżek w paryskim metrze…

Z kolei jeszcze co innego. Przypomniałem sobie dawne rozmowy z Teresą Torańską. Wskazywała ona na niezwykle szybką ewolucję taktyki komunistów. Błyskawicznie zmieniało się ich oblicze. W latach 1945-1946 dostojnicy państwowi uczestniczyli w procesjach, a kapłani w przecinaniu taśm nowo otwieranych szkół czy fabryk!… Jednak – jak jasno wynika z rozmów Torańskiej, np. z Jakubem Bormanem – szybko nadeszły „nowe czasy”… Ważny przełom nastąpił, jak skądinąd wiemy, jesienią 1948 r. A później przez lat kilka terror stale się potęgował !

Tak, gdy matka i ja, jesienią 1946 roku opuszczaliśmy Polskę, sprawy jednak wyglądały nieco (powtarzam: nieco) inaczej niż w dwa lata później… W swej nagrodzonej w 1960 r. przez londyńskie „Wiadomości” Mieczysława Grydzewskiego książce Pt.: „Tamten Brzeg” mój ojciec na podstawie wysoce wiarygodnej relacji z kraju pisze, iż w pewnej miejscowości wielkopolskiej, otwierając być może pierwsze posiedzenie komórki PPR-u „odbywające się pod portretem Stalina” wyznaczony na jej szefa włodarz zagajał to partyjne spotkanie słowami: „Towarzysze, niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”…

Skoro jestem przy prozie mego ojca, to odnotuję, iż Józio Czapski mawiał, że Kademor, na wskroś dyplomata, w cztery oczy formułował swe poglądy o wiele !! dosadniej niż na piśmie. Tak, pamiętam, iż ojciec w rozmowach stanowczo odrzucał i kpił sobie z propagandowej tezy o Stalinie – genialnym zwycięzcy Hitlera. Ojciec mawiał, że Rosja wojnę z Hitlerem wygrała mimo tego, iż Stalin dał się niemieckim atakiem całkowicie zaskoczyć. Wygrała dzięki masowym, kolosalnym dostawom sprzętu przez USA, dzięki bohaterstwu rosyjskiego żołnierza, no i dzięki niesamowitym błędom Hitlera, który nie zapewnił sobie i zlekceważył (??) możliwość militarnej pomocy japońskiej, który niesamowitymi mordami spotęgował opór Rosjan, a w dziedzinie strategii (na szczęście dla nas) popełniał błąd za błędem, dalej: wbrew swym generałom nie potrafił w porę wykorzystać „propozycji Własowa”, był zbrodniczym i do końca kompletnie pozbawionym poczucia rzeczywistości krwawym psychopatą… Ojciec pewne cechy psychopatyczne dostrzegał też u Stalina, np. jego maniakalną wręcz podejrzliwość, wyrażającą się przez (np., lecz rzecz jasna nie tylko) przeprowadzone w latach trzydziestych czystki, także i w Armii Czerwonej, przez całkowicie policyjne a „mało polityczne” metody rządzenia, maniakalne węszenie za spiskami (spiski kosmopolitów, np. także lekarzy i wielu innych). Ojciec był zdania, że Stalin zaślepiony podejrzeniami nie był po prostu w stanie długofalowo i rozsądnie myśleć politycznie…