2015-08-21
Czytelnik nawiązuje do mego dziennika z 20 sierpnia. Uważa, iż jest prawdą, że społeczeństwa („a już w szczególności młodzież studencka”) nie mają zaufania do tych „co Europą rządzą”. Jest zdania, że starsze pokolenia nie dostrzegają tego, że zaczęła się już zupełnie nowa epoka, że współczesne postępy wiedzy otwierają nowe, zaskakujące horyzonty. Boleje nad faktem, iż ogromu tych przemian „nie dostrzega też Kościół”.
Tu z miejsca zaprotestuję: jest rzeczą oczywistą, że papież Franciszek, i jego doradcy (jezuici, lecz nie tylko) – to ludzie wysoce wykształceni, dobrze widzący całokształt współczesnych, zgoła nowych problemów, mocno związanych z zadziwiającymi postępami nauki i – skądinąd – także z zagrożeniami natury ekologicznej!! Wiadomo, że wysoce inteligentny papież Franciszek umiejętnie przygotowuje Kościół na nadchodzące nowe zagadnienia. Wszak jezuici już swego czasu, w walce z oświeceniową ateizacją Europy, odegrali wielce pozytywną rolę; wszak ten zakon intelektualistów jest mistrzem w (z reguły trudnym) dialogu ze światem nauki. Wszak zakon ten nie od dziś liczy w swych szeregach np. wielkich astronomów, co także tak ważne teraz, w obliczu coraz to nowych odkryć w kosmosie (jak czasem donosi prasa, „jezuiccy astronomowie poszukują życia w kosmosie”…).
Ów czytelnik następnie stawia mi pytanie: Czym tłumaczy Pan to, że ci, co rządzą Europą, jakby do końca nie dostrzegają obecnych ogromnych zagrożeń, takich jak: zastój gospodarczy, spadek znaczenia naszego kontynentu w świecie, niemożność zahamowania masowego napływu nielegalnych imigrantów i położenia kresu panoszeniu się w Syrii, Iraku, Libii itd. islamskich terrorystów! Wreszcie – czy nie widzą oni, muszącej mieć dalekosiężne skutki, godzącej w nas KATASTROFY DEMOGRAFICZNEJ (sprawa ta, również jest kluczową dla Polski!)?!!…
Moja odpowiedź łatwą nie jest! Analizując historię XX wieku dostrzegamy, że „wielcy tego świata” byli „jak tabaka w rogu”; nie wiedzieli, ku czemu idzie… Nie będę nawiązywał do wojny 1914 roku (do tego, że Europa, jak tu zauważają specjaliści, sama „strzeliła sobie w stopę”). Ograniczę się do spraw polskich. Ojciec mój mawiał, że nasze najwyższe kierownictwo przedwrześniowe (w pierwszym rzędzie Rydz i Beck oraz ich ludzie), uważało – wbrew opinii naszej świetnej „Dwójki” – że jesteśmy „silni, zwarci, gotowi”. Że przez dość długi czas będziemy z sukcesem opierać się Niemcom, że doczekamy się wielkiej odciążającej nas ofensywy Francji i Anglii na „linię Zygfryda”. Beck – także mimo ostrzeżeń naszego wywiadu – stanowczo odrzucał możliwość rosyjskiego „ciosu w plecy”…
Inna, dość kontrowersyjna sprawa, to fakt, że Zachód nie dostrzegał, że jeszcze w drugiej połowie lat 1960. sztab radziecki nadal opracowywał plany inwazji Europy Zachodniej przez wojska Układu Warszawskiego.
A już dowodem niesamowitej lekkomyślności jest to, że nie umiano zapobiec powstaniu i rozrastaniu się na Bliskim Wschodzie terrorystycznego Kalifatu. A przecież, zdaniem ekspertów, terroryzm to przyszła i dla naszych demokratycznych krajów, niesamowicie groźna forma wojny.
Tak historia nas uczy, że „władców tego świata” na ogół nie cechuje sztuka przewidywania. Często zdaję się mieć nadzieję, że jednak „jakoś to będzie”! Są też tacy, co mając dość wysoki iloraz inteligencji, by dostrzec ogrom piętrzących się niebezpieczeństw, czują się wobec nich po prostu bezsilni…

 
                    